Poprosiłam moją przyjaciółkę Mariannę, która jest dla mnie skarbnicą mądrości i bardzo bliską przyjaciółką, aby podzieliła się swymi przemyśleniami, które od lat spisuje, w rodzinnych dziennikach.Dziś część piąta.
Radość życia: pisanie
Moją największą radością było zawsze pisanie, ale z powodu wyjazdów i różnych problemów przez jakiś czas musiałam wszystko odłożyć.
Jednak potem w sklepie w ramach luzu nadal realizowałam swoją pasję.
Prowadziłam pamiętniki dla dzieci, potem wnuków. Poszukiwałam coraz głębszych korzeni. Odkrywałam tajemnice i sekrety przodków.
Opisywałam ich radości i smutki, sukcesy i porażki. Choć niektóre przypadki mogą być naprawdę smutne i bolesne nie należy nikogo obwiniać, ponieważ każdy ma swoje przeznaczenie i za swoje życie sam odpowie.
Z pewnością daleko mi do prawdziwego twórcy, jednak pisanie sprawia mi wiele radości. Nie używam wyrazów trudnych, aby każdy kto kiedyś będzie czytał moje wspomnienia lepiej wszystko zrozumiał.

Praca w sklepie i zdolności psychologiczne w handlu
Zawsze miałam dobry kontakt z klientkami. Słuchałam ich zwierzeń, pocieszałam mimo, że sama borykałam się z poważnymi problemami.
Kiedyś koleżanka powiedziała, że więcej bym zarobiła jako psycholog niż na tych moich ciuchach. Może to prawda, ale myślę, że nawet w takiej branży zdołałam innym pomóc.
Pewnego dnia w piątkowe popołudnie pojawiła się w sklepie starsza pani z około 15 letnim wnukiem. Zdecydowanym tonem nie znoszącym sprzeciwu poprosiła o rozpinany męski sweter, a następnie jeden z dwóch położonych na ladzie kazała chłopcu przymierzyć.

Na początku myślałam, że pewnie chłopak posłużył za modela. Jednak, kiedy widziałam przerażenie w oczach i jakby prośbę o pomoc tego młodzieńca wiedziałam, że muszę coś zrobić.
Na wsi każdy klient na wagę złota, dlatego delikatnie spytałam, dla kogo ma być ten sweter, aby jej nie urazić.
Wtedy kobieta się rozgadała, że zięć pijaczyna nie dba o dzieci, dlatego na stare lata musi wnukom kupować ubrania. Sugerowałam, że taki sweter to dla starszych, absolutnie nie pasuje na takiego młodego chłopaka.
Dodałam nawet, że nie pozwoliłabym mężowi takiego założyć, ale kobieta stwierdziła, że jej się taki góralski wzór z gwiazdkami podoba i chłopak musi nosić co mu kupi, bo na swojego ojca nie ma co liczyć.
Pokazałam młodzieżowe bluzy dużo tańsze, ale kobieta stwierdziła, że w kapturach młodzi wyglądają jak bandziory.
W końcu nie wytrzymałam i grzecznie spytałam, czy naprawdę chce tego wnuka narazić na pośmiewisko w szkole, kiedy dzisiejsza młodzież potrafi być nieobliczalna w słowach. Przecież ten chłopak już jest skrzywdzony i nie może ponosić winy za swojego ojca.

Wtedy kobieta odpuściła, kazała przymierzyć bluzę z kapturem, dokupiła jeszcze T-shirt i spokojnie wyszła razem z wnukiem.
Wdzięczny klient
Z pewnością zapomniałabym o całej sprawie, ale w poniedziałkowe popołudnie, kiedy już miałam zamykać sklep, nagle chłopak zjawił się cały zdyszany.
Byłam pewna, że babcia kazała mu zwrócić bluzę. Jednak jak się okazało chłopak przybiegł, aby mi podziękować, że zdołałam przekonać babcię.
Zwierzał się, że ma trójkę rodzeństwa i choć miał szacunek do ojca obwiniał go o sytuację w domu.

Wprawdzie z uznaniem mówił o babci opiekuńczej, ale nie ukrywał żalu, że życie mają podporządkowane pod jej rozkazy.
Wdzięczność tego chłopaka była o wiele większa niż utarg z tego swetra. Poczułam sympatię do tego chłopaka i było mi go naprawdę żal.
Ogólnie jestem litościwa i zawsze dotrzymuję słowa.

Koniec części piątej, zapraszamy do czytania następnego felietonu, który opisuje dalsze losy Marianny.
Wspaniałych wspomnień Marianny wysłuchała i zredagowała je na potrzeby strony Johanka.
Wszystkie zdjęcia: Johanka