Rajza Johanki z przygodoma

0
1505
Samochód ślubny_fot. Johanka

Pora lołt nazot (parę lat temu ) musiałach jechać do miasta powiatowego z moim kamratym (kolegą) z roboty. Miałach wtedy prawo jazdy, ale strachałach sie (obawiałam się) sama rajzować ( sama podróżować).

Nie miałach wyjścia. Musiałach z nim jechać.

Paulek kierowca

Paulek (Paweł) to „złoty” synek (chłopak), do rany przyłóż, uczynny, ale dużo godo (mówi) i je roztrzepany, a kej godo (jak mówi) , macho rynkoma (rękami), we aucie tyż. Lubi tyż maszkety (słodycze) i nieroz w czasie jazdy godo i jiy np. batoniki szokoladowe (czekoladowe).

Pojechałach z nim na delegacjo złożyć papióry we PZU.

Przeca (przecież ) on nie może być cicho pjynć minut we aucie i durch (ciągle) nadowoł jak radiyjko.

Droga wiedła (prowadziła ) bez wsie, niby jedziesz 20 minut, ale łon to szafnął (zdołał) w 15 minut.

Jo w czasie rajzy ( podróży) rzykałach ( modliłam się ) wszystkie modlitwy, kiere żech w żiyciu ( które w życiu) słyszała, bo ten pieron jechoł tak wartko (szybko) , nie patrzoł na droga , jedno na mie, rozprawioł (opowiadał) o pierdołach , a jo blado zielono siedziałach bez dychanio (bez oddychania) na fotelu pasażera.

Nie pomógł mie nawet drogi w pierony antyperspirant, bo mie chycewele (uderzenia gorąca) i harcklekoty ( kołatanie serca) w czasie rajzy brały (oddziaływały) na przemian.

Panie Śwjynty! Ponbóczku! (Panie Boże ) Śwjynto Maryjko z Annabergu! (Święta Mario z Góry Świętej Anny ), dojechali my na miejsce w całości.

Moje nogi boły jak galert (galareta), a we gowie szelontało ( w głowie się kręciło) z wrażynia. Wykulałach (wytoczyłam się ) sie z auta i padom Paulkowi:

-Paulek ,mom w rzici ( mom w d….) tako jazda, jo chca żyć , jo z tobom nie wracom.

Jak rzech pedziała , tak zrobioła (jak powiedziałam, tak zrobiłam) Pozałatwiałach w PZU, spakowałach papióry do taszki (torebki) i poszłach na autobus. Przyjechoł po chwili, kupiłach bilet i przyjechałach nazot (z powrotem ) do roboty.

Właża do biurowca, a tam prezes, taki spokojny czowiek +60 zdziwiony pyto:

-Johanka, a kaj (gdzie) mosz Paulka?

-Prezesie, jo chca żyć, a do śwjuytego Pyjtra ( Świętego Piotra) mi sie nie spieszy, jo nigdy z nim nie pojada, jo je cało mokro z nerwów, tak tyn pieron jechoł!!!!

Nogle drap (nagle) z wielkim szwungiem (z impetem) dźwierza sie (drzwi się) łotwerajom (otwierają) , wpado rosfechtowany (rozochocony, zdenerwowany) Paulek i ryczy łod progu:

-Jeronie, kaj łazisz, jo cie szukoł po mieście! Z babami tako komedyjo! (z kobietami taka komedia, zgorszenie )

A jo mu pedziała:

-Paulek, pszaja ci jak bratu (kocham cię jak brata), ale powia ci, już nigdy nie pojadam z tobom, bo jeździsz jak wariat!

Naszyj „cichyj” rozmowie przysłychiwoł sie pan prezes i skwitowoł krótko :

– Kej dwóch Hanysów ( Ślązaków) sie wadzi (kłóci), nie wrażom sie ( nie wtrącam) i kulając sie (zataczajac się) ze śmiechu poszoł do gabinetu, a Paulek łostoł bez słów (został bez słów).

Johanka

Gryfne ksionżki ło Śląsku znojdziesz tukej

Ta historia Johanki zdarzyła się naprawdę. Do dziś z sympatią myślę o moim kamracie Paulku, choć zmieniłam imię na inne.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj